Tunia |
Wysłany: Czw 20:13, 05 Sie 2010 Temat postu: |
|
Ewa Woydyłło, psycholog: Przed Pałacem rozwinęła się obsesja
· Z kraju; 2010-08-05; "Dziennik Zachodni"
"Samozwańczy obrońcy krzyża machają nim nie w imię wiary, odkupienia i cierpienia, ale tak, jak się macha orężem. Dlatego że uznawane przez nich autorytety dały im do tego prawo." Z psycholog Ewą Woydyłło rozmawia Anita Czupryn.
Kim są ludzie, którzy okupują plac przed Pałacem Prezydenckim i nazwali się obrońcami postawionego tam przez harcerzy krzyża?
To obsesjonaci, a mówiąc prościej: fanatycy. Tym się różni obsesjonat od człowieka, który jest oddany idei, że obsesjonat nie liczy się z prawem. Nie szanuje przepisów. Obsesja wyklucza zdrowy rozsądek, wyklucza myślenie. To zaburzenie psychiczne polegające na braku kontroli nad swoimi zachowaniami. Ta obsesja zaczęła się rozwijać pod Pałacem Prezydenckim.
Zamieszki, które miały tam miejsce we wtorek, nie należą do kategorii zachowań wynikających z psychologii tłumu?
Nie, to z psychologią tłumu nie ma nic wspólnego. Psychologia tłumu zamanifestowała się w Niemczech za czasów Hitlera, gdy z dnia na dzień przyłączały się coraz większe rzesze, od kilkudziesięciu do tysięcy, a następnie milionów ludzi. Tu pod krzyżem stoi kilkadziesiąt, najwyżej kilkaset osób. Zwykle tego typu ludzie ze skrajnymi poglądami funkcjonują na obrzeżach normalnego, społecznego nurtu życia. W tym wypadku ich poglądy zostały podsycone, zrodziło się myślenie w kategorii: prawdziwi Polacy, dla których krzyż jest symbolem Polski. Znaleźli się w centrum zainteresowania, ogniskując całe to natężenie w jednym, i to bardzo widocznym miejscu. I to wcale nie dlatego, że mieli taki zamysł i wolę, ale dlatego, że tej garstce zaczęła sekundować plejada autorytetów.
Ma Pani na myśli polityków?
Widać było wyraźnie, że ich obecność przy Pałacu we wtorek zachęcała samozwańczych obrońców krzyża do skrajnych zachowań, podsyciła emocje. Ta grupa ludzi nie uznaje takich autorytetów jak Józef Tischner, albo Leszek Kołakowski. Mają swoje. Ich autorytetami są Radio Maryja, skrajnie klerykalna prawicowa część PiS, rada programowa PiS, na pewno też hierarchowie Kościoła.
Ale i ten Kościół oni również dzielą na "swój" i "nieswój".
Dzieje się tak dlatego, że w Kościele nie cała kościelna hierarchia należy do tej fanatycznej frakcji. Ludzie, którzy stoją przy krzyżu, utożsamiają się wyłącznie z tymi duchownymi, którzy podsycają ich postawę. A pozostali duchowni milczą. Kardynał Dziwisz milczy, arcybiskupi, episkopat umyli ręce. Tragiczną rzeczą jest, że krzyż w tych przepychankach, ów symbol chrześcijański wiary, odkupienia i cierpienia, utracił swoje sacrum i stał się symbolem władzy politycznej. Nie w imię wiary, odkupienia i cierpienia ci ludzie machają krzyżem, ale machają tak, jak się macha orężem. Dlatego że uznawane przez nich autorytety dały im do tego prawo.
Biskup Pieronek w rozmowie z "Polską" nie boi się nazwać rzeczy po imieniu. O obrońcach krzyża powiedział, że to fanatyczna sekta.
Biskup Pieronek należy do tej części Kościoła, którą ta grupka fanatyków odsądza od czci i wiary. To nie jest ich przywódca ani duchowy pasterz. On jest po drugiej stronie. Po stronie prawa, konstytucji, respektu dla przepisów i norm.
Jeśli jednak hierarcha kościelny określa tych ludzi jako fanatyków, to zastanawiam się, czy są to fanatycy religijni, polityczni czy jest to jeszcze inny rodzaj fanatyzmu?
Oni są wyznawcami fanatyzmu patriotycznego, ale takiego patriotyzmu z kruchty, nawet nie z minionych wieków, bo dawniej patriotyzm zawsze prowadził do tego, że Polska otwierała się na dobro. A jakie dobro wyniknie z tego fanatyzmu? To jest choroba, która polega na tym, że od wtorku wielu ludzi, zamiast zająć się życiem, pomyśleć, jak okazać miłość swojemu dziecku, jaką książkę przeczytać, jak pobawić w czasie urlopu, na jakie kolory pomalować ściany w kuchni, zajmuje się sztucznie wymyśloną sensacją.
Myśli Pani, że emocje, jakie zagrały we wtorek na Kra_kowskim Przedmieściu, były sztuczne?
Tak naprawdę nikt krzyża w Polsce nie bezcześci, a tu raptem zrobiła się sztuczna zadyma, ponieważ władza nie umie sobie z tym poradzić, a nie umie dlatego, że stchórzyła. To tak, jakby przestraszyć się chorego psychicznie, który wygraża, że podpali Pałac Kultury.
10 kwietnia ludzie poszli pod Pałac Prezydencki, bo chcieli być razem w momencie zagrożenia. Ale czy to jest stan, który powinien się przedłużać? Dlaczego idą tam dzisiaj?
Dlatego, że tam się coś dzieje. To żadna specjalna cecha Polaków, tylko normalny ludzki odruch. Ale czy 10 kwietnia chcieli być razem? Polacy nie lubią być razem. Teraz pracuję z irlandzką Polonią i widzę, że ludzie, którzy znajdą się w obcym miejscu, natychmiast dzielą się na grupy i wrogie podgrupy. Pałac Prezydencki kojarzony jest z osobą prezydenta Kaczyńskiego, bo wśród 96 osób on był motorem, osobą pierwszego rzędu, więc wokół niego zrobiła się taka manifestacja. Nie dlatego, że ludzie chcieli być razem. W zaduszki też nie chodzi się na cmentarz po to, by być razem, ale dlatego, że lubimy groby, lubimy śmierć, najlepiej się czujemy w żałobie, dlatego tak długo ona trwała.
Co skłania tych ludzi do tego, aby siedzieć pod Pałacem dzień i noc?
To jest organizacja, zwarcie szeregów, partyzantka, wojowniczość. Czy są to ludzie, którzy na co dzień prowadzą prace badawcze, którzy realizują się w sztuce, mają duchowe życie, chodzą na koncerty, słuchają Bacha? Czy mają życie wewnętrzne? Nie. Oni żyją Radiem Maryja, "Gazetą Polską", tak jak inni jedzą wyłącznie chipsy i w McDonaldzie.
Są wykluczeni z głównego nurtu życia?
Aż korci, żeby powiedzieć, że są to ludzie pozbawieni szans. Ale jakich szans? Uniwersytet trzeciego wieku jest za darmo. A ja mam wykłady na uniwersytetach trzeciego wieku w różnych miejscach. Teraz przygotowujemy z panią Ćwiklińską-Kożuchowską klasę kobiet. Wymyśliłyśmy, że będzie wprowadzenie do muzykologii. I tam ci ludzie nie chodzą. Kto ich wykluczył? To jest samowykluczenie, wybrali taki sposób egzystencji. Nie spotkam ich na koncercie w katedrze św. Jana, który organizuje wiceprezydent Warszawy i na którym gra Sinfonia Varsovia, choć wstęp jest za darmo. Ale przyjdą tam, gdzie można coś złego o kimś usłyszeć i powiedzieć.
Jakie potrzeby realizują, broniąc krzyża?
Potrzebę ważności, znaczenia, zaistnienia, ponieważ człowiek istnieje przez to, co robi. A to, co robi, powinno zostawiać jakieś dobro. Na przykład dobrze wychowane dzieci albo pięknie posadzony ogród, ale to trzeba pielęgnować, tym się trzeba zajmować. Co robią ci ludzie? Czy podają na pięknej tacy dziecku śniadanie? Albo sprawdzają, czy dziecko uczy się obcego języka? Nie. Sami się ograniczyli. Nie ma przecież przymusu zajmować się obroną krzyża.
Może przez jakąś część swojego życia byli bierni, teraz znaleźli swoje pięć minut, ale może politycy ich wykorzystują?
Oczywiście, bo dobrze mieć taką awangardę w pierwszych szeregach, która wygraża policji, jest w stanie rzucić się na funkcjonariuszy.
Z jednej strony zachowują się agresywnie, ale z drugiej śpiewają "Barkę", głośno się modlą, deklarują miłość do Boga. O czym świadczą takie skrajne zachowania?
Na tym polega fanatyzm. Fanatyczni wyznawcy bin Ladena, ze swoją własną "Boże, coś Polskę" na ustach zginęli, rozsadzając rzeczywistość amerykańską, a zrobili to dla modłów i Allaha.
Obrońcy krzyża zapowiadali, że poleje się krew, że krzyża nie oddadzą, choćby mieli zginąć.
Fanatyzm jest jedną wielką nawałnicą emocji, przez co fanatycy są niezdolni do myślenia. W ich mózgu została zablokowana ta funkcja, która polega na uruchomieniu tak zwanego potocznie zdrowego rozsądku. Swoją drogą, to paradoks, bo przecież nikt tym ludziom niczego złego z tym krzyżem nie chciał zrobić. Autorytety, które się wypowiadały za pokojowym, spokojnym, godnym rozwiązaniem konfliktu, nie są dla nich autorytetami. Nie uwierzą Komorowskiemu, Tuskowi, bo to są wrogie siły, w ten sposób zostali przedstawieni przez ich wodzów. A ich wodzom jest to bardzo na rękę, bo wymachiwanie krzyżem dodaje splendoru Radiu Maryja, PiS, Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Janusz Palikot chce złożyć doniesienie do prokuratury o zbesczeszczeniu krzyża we wtorek przed Pałacem. Ma rację?
Poseł Palikot jest osobą, która na nieszczęście nie jest traktowana poważnie. Chociaż w moich oczach coraz bardziej zyskuje jako człowiek o największym potencjale moralnym. Jeśli chodzi o walory charakteru, ducha, odwagi, prawdy, to na forum polityki drugiego takiego nie znam.
Co Panią zaskoczyło we wtorkowych zamieszkach przy Pałacu Prezydenckim?
Zdziwiło mnie to, że tak straszliwie bezradni okazali się przedstawiciele państwa. Przepychanki pod Pałacem pokazały klęskę naszego państwa.
Można więc powiedzieć: witamy w anarchii?
Mamy za sobą precedens. Czasem jest on wielką lekcją, aby nigdy więcej na coś takiego nie pozwolić. Ale może być odwrotnie: zdarzyło się raz, więc może się zdarzać ciągle. Krzyż zacznie odgrywać rolę pistoletu. Można będzie wejść z krzyżem do banku i powiedzieć: oddajcie pieniądze. Albo do parlamentu i wymusić podwyżki emerytur dla popegeerowskich mieszkańców wsi. Z krzyżem przejdzie się do następnej klasy, zda maturę. To może być anarchia. Stało się coś niepojętego. Kilkaset osób w prawie dwumilionowym mieście, 38-milionowym narodzie, na kilkusettysięczną armię stróżów prawa i nikt nie potrafił sobie z nimi poradzić. Wszyscy zamilkli w obliczu gromady rozwrzeszczanych fanatyków. Tym sposobem fanatyzm w Polsce został usankcjonowany, pokazał, że to się opłaca.
Jeśli sprawa krzyża znajdzie szczęśliwe rozwiązanie, co się stanie z tymi ludźmi?
Będą robić to samo, co robili wcześniej. Siedzieć pod kościołem, politykować na ławce w parku, narzekać. Nie są to ludzie, którzy decydują o ważnych dziedzinach życia w Polsce. Fanatykami na ogół zostają ci, którzy nie mają pola realizacji swojego wnętrza. To, co mają teraz, jest jakąś namiastką dającą potwierdzenie dla sensu ich życia. Ale pod jakim względem jakość ich życia się dziś zmieniła?
Rozmawiała Anita Czupryn ("Dziennik Zachodni") |
|
Tunia |
Wysłany: Czw 20:11, 05 Sie 2010 Temat postu: Krzyż przed pałacem prezydenckim |
|
.
Dzisiaj około południa grupa czuwających przy krzyżu przed Pałacem Prezydenckim liczyła około 50 osób; większość z nich modliła się, odmawiając różaniec. Obok zatrzymywali się przechodnie, w tym turyści. Pojawiło się także dwóch księży, jednak nie chcieli rozmawiać z mediami.
foto PAP
W pobliżu krzyża wciąż gromadzą się także gapie i przechodnie, w tym zagraniczni turyści. Obok modlących się wiele osób prowadziło ożywione rozmowy, głównie na tematy polityczne, obyło się jednak bez incydentów.
foto PAP
Przed Pałacem Prezydenckim nadal stoją dwa rzędy barierek, których pilnują policjanci. W przeciwieństwie do sytuacji ze środy, nie ma w zasadzie utrudnień w dostępie do krzyża; przeciwnicy jego przeniesienia czuwają i modlą się na chodniku tuż przy nim.
foto PAP
Około godz. 11 odmawianie różańca przed krzyżem poprowadziło dwóch księży. Pytani nie chcieli powiedzieć, kim są i dlaczego tu przyszli. Tłumaczyli, że nie rozmawiają z mediami, a przy krzyżu tylko się modlili.
foto PAP
Wcześniej, dziś nad ranem, Inicjatywa Społecznej Obrony Krzyża, reprezentująca ludzi, którzy czuwają przed Pałacem Prezydenckim, przysłała oświadczenie, będące reakcją na wtorkowy wspólny komunikat Kancelarii Prezydenta, duszpasterstwa akademickiego, warszawskiej kurii, ZHP i ZHR. Napisano w nim między innymi, że "w poczuciu odpowiedzialności za zgromadzonych oraz przez szacunek dla tego ważnego dla nas wszystkich symbolu", zdecydowano o pozostawieniu krzyża w dotychczasowym miejscu.
foto PAP
Piszą, że chociaż krzyż został ustawiony przed Pałacem przez harcerzy, "to setki tysięcy rodaków przybywających pod Pałac Prezydencki uczyniły go niejako własnością całego narodu". "Ubolewamy, że pod pozorem kompromisu realizuje się polityczną awanturę sprowokowaną przez Gazetę Wyborczą i prezydenta elekta" - napisano w komunikacie.
foto PAP
Osoby, które czuwają przy krzyżu, protestują też przeciw wikłaniu w spór "niepełnoletnich harcerzy" oraz "narażaniu kapłanów na udział w akcjach z udziałem oddziałów policji". "Jako prowokację odbieramy zaostrzanie środków prewencji przy jednoczesnym niekonkretnym i mętnym oświadczeniu kancelarii i kurii, w którym nadal brak stanowczej deklaracji ustanowienia w miejscu krzyża trwałego znaku upamiętnienia ofiar katastrofy" - napisano w stanowisku.
foto PAP
We wtorek tłum przybyły w okolice Pałacu uniemożliwił zaplanowane na ten dzień przeniesienie krzyża w uroczystej procesji do kościoła św. Anny. Takie rozwiązanie zakładało porozumienie podpisane pod koniec lipca przez warszawską kurię, Kancelarię Prezydenta, organizacje harcerskie i duszpasterstwo akademickie kościoła św. Anny. 5 sierpnia uczestnicy akademickiej pielgrzymki mieli ponieść go na Jasną Górę, po czym krzyż miał wrócić kościoła św. Anny.
foto PAP |
|